środa, 10 października 2012

Moje ''Trzy Grosze'' - Opatrzność Boża

Czy cuda i znaki Boże są potrzebne do umocnienia naszej wiary? Jeżeli tak, to dlaczego?


Moje burzliwe doświadczenia wskazywałyby, że na pewnym etapie wzrastania ku Bogu są one bardzo pomocne. Czytanie, oglądanie filmów o takiej tematyce, czy też własne doświadczenia są bardzo cenne, szczególne w czasach, w których świat zapomniał o Bogu. Poprzez wybrane osoby Pan przekazuje światu to, czego od niego oczekuje, czy wręcz żąda, a ma do tego prawo, ponieważ jest Panem całego stworzenia. Poprzez te szczególne sygnały Bóg stawia człowieka wobec pewnej oczywistości, a ten zmuszony jest do opowiedzenia się po stronie dobra bądź zła. Ostatecznie świat więc musi wybierać, będąc postawiony również w obliczu takich znaków czasu, jakimi mogą być np. klęski żywiołowe, tragedie życiowe poszczególnych ludzi lub całych narodów, różnego rodzaju zniewolenia duchowe czy nawet opętania.

I jest to tylko pewną częścią świadczącą o tym, że (w odniesieniu człowieka do Stwórcy) nie wszystko jest w porządku.

Droga mojego nawrócenia jest historią 20 lat nieustannej udręki i ogromnego cierpienia. Jednak nawet pomimo tak poważnego nieszczęścia jakim było moje zniewolenie duchowe – wciąż na nowo muszę się nawracać. Nie jest to takie proste. Gdzieś, w moim wnętrzu wciąż powstają prądy znoszące mnie daleko od celu jaki sobie wyznaczyłem, czy też jaki wyznaczył mi Bóg. I chociaż nie jestem w chwili obecnej zmuszony do tak dramatycznej walki o życie jak niegdyś, to wciąż mam przed oczami minione zdarzenia oraz postać Jezusa Miłosiernego czuwającego nade mną, abym - mimo wszystko - nie uraził mojej duchowej stopy, tak potrzebnej mi w dojściu do Niego. 

Ktoś gdzieś napisał, że: "Jeżeli ktoś pragnie czegoś w nadmiarze, to zwykle pakuje się w poważne kłopoty". To prawda. Trzeba raczej przyjmować to, co niesie życie i co ofiaruje nam Bóg. Czy to zbyt mało? Czy ciężary, które przyszło nam dźwigać są rzeczywiście nie do uniesienia? Duchowy wzrost człowieka polega między innymi na przekraczaniu samego siebie, własnych słabości i ograniczeń i dlatego tym lepiej, jeżeli widzimy je we własnym życiu. 

W moim, nieudanym na pozór i bardzo nieszczęśliwym życiu wszystko zaczęło przybierać inny obrót w momencie największej katastrofy. Stałem wówczas na krawędzi życia i śmierci. Myślę, że gdybym nie przeżył fizycznie, to biorąc pod uwagę mój ówczesny stan ducha, skończyłbym w sposób który miałby tragiczne konsekwencje na całą wieczność. A jednak nie tylko żyję, ale mam się coraz lepiej, a moje doświadczenia pokazują mi, że nawet z pozornie beznadziejnych sytuacji jest jednak wyjście, a jest nim całkowite i pełne ufności zawierzenie Bogu i to w Osobie Jezusa Chrystusa.

Żądałem od Boga cudów, błagałem o nie i nie doczekałem się. Prosiłem Pana o znak, że mnie miłuje i nie otrzymywałem takiego przez dobrych kilkanaście lat, aż nagle "obudziłem się" i z niemałym zdziwieniem stwierdziłem, że przecież jestem cały i zdrowy, że wyszedłem z  mojego nieszczęścia bez większego szwanku, że nagle w moim życiu pojawiła się miłość i nadzieja, i że wreszcie mogę kochać i czuć się kochany...

To właśnie uważam za Boży znak, tak namacalny, że trudno mi teraz zrozumieć, dlaczego wcześniej go nie dostrzegałem. Jest to dowód na to, że jestem zaopiekowany i chroniony, podobnie jak każdy z nas.  Potrzeba nam cieszyć się łaską u Pana i być pewnym, że jej nam nie zabraknie. A Bóg, a także całe niebo, o to właśnie się dla nas stara ...


Paweł Fiedys

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Twitter Delicious Facebook Digg Stumbleupon Favorites More